W XXI wieku w Nowym Yorku mieszka Clary, przeżywa ona tam swoje liczne przygody. Dowiaduje się, że płynie w jej żyłach krew archanioła Raziela, co oznacza tylko jedno: należy ona do gatunku Nocnych Łowców. Poznaje przy tym Jace'a oraz innych członków Clave. Na tym właśnie rozpoczęłam swoją przygodę z piórem pani Clare. Ale co było wcześniej? Jak Nocni łowcy wyglądali sto trzydzieści lat temu? Jak działali i jakie czyhały na nich zagrożenia? Na szczęście możemy się tego dowiedzieć z innej serii Cassandry. Mowa tu o "Diabelskich maszynach" będących prequelem "Darów anioła".
Przenosimy się do 1878 roku. Tessa Grey to młoda dziewczyna zamieszkująca Nowy York. Niestety musi pochować swoją ciotkę i podążyć w ślad za bratem, do Londynu. Okazuje się jednak, że ukochany brat na nią nie czeka. Za to pojawiają się, tak zwane Mroczne Siostry. Pani Dark i pani Black zapewniają jednak Theresę, że to jej brat przysłał je i ma z nimi pojechać. Niestety nie odnajduje u nich oczekiwanej gościny, a więzienie. Siostry informują, że i Nathaniel jest przez nie przetrzymywany i umrze, jeśli nie będzie ona im posłuszna. Co prawda nie ma pojęcia, czego od niej się oczekuje, ale przystaje na warunki "umowy". Wkrótce ku jej zdziwieniu, okazuje się, że posiada specyficzną moc. Na szczęście niedługo zjawia się pomoc, w postaci pięknego młodzieńca o imieniu Will. Okazuje on się być Nocnym Łowcą i zabiera dziewczynę do Instytutu, gdzie Nephilim postanawiają jej pomóc.
Chciałabym na początku przyjrzeć się postaciom. Nie będzie zresztą to nic wyjątkowego. Już nie jedna
panna uległa urokowi młodemu Herondale, a ja tutaj nie mogłam zostać wyjątkiem. No bo kto mi powie, jak tu mu się oprzeć? William przekonuje mnie, głównie swą wrażliwszą stroną. Jednak byłaby ona nudna i nie tak miła, gdyby od czasu do czasu nie założył maski chama i zimnego drania.
Jeśli chodzi o Tessę (przepraszam, że spycham główną bohaterkę na drugie miejsce, ale sami rozumiecie, Will nie ma równych sobie), to mam mieszane uczucia. Niby mnie nie denerwowała. Potrafiła się sprzeciwić Willowi. Nie znosiła płakać i była bardzo, bardzo odważna. Jednak mimo tylu szlachetnych cech, muszę postawić tutaj słowo "ALE". Po prostu coś mnie w niej irytowało. Być może nie mogłam się przyzwyczaić do jej obrazu damy. Była jak dla mnie zbyt kruchą osóbką. I przepraszam tu za porównanie, ale trochę jak Hobbici z Władcy Pierścieni, mały człowiek z wielkim sercem. Po prostu panna Gray była dla mnie zbyt uległa i naiwna. A ja wolę bystre, niezależne i silne bohaterki.
No i oczywiście muszę wspomnieć o władcy brokatu. Już wiadomo o kim mowa. Magnus Bane pojawia się i w tej serii. Tym razem jednak jest w heteroseksualnym związku, chociaż już w dawnych latach miał te same gusta: "Czarne włosy i niebieskie oczy to moje ulubione połączenie.". Sentymentalny trik ze strony autorki, ale mi się spodobał i piszczałam jak głupia czytając to.
Robiłam już kiedyś podejście do tej książki. Było to bodajże w 2010 roku. Przeczytałam parę stron, ale jakoś mi się nie spodobało. Teraz myślę, że wtedy po prostu nie byłam w stanie, docenić silnego uroku epoki wiktoriańskiej. Wtedy byłam jeszcze, zbyt oczarowana zwykłymi paranormal romance. Ale zamierzchłe czasy minęły, a teraz po ponownym zabraniu się do lektury, mam zupełnie inne zdanie. To jak z odpakowywaniem prezentu. Na początku jest papier, który z szacunku dla czyjejś pracy trzeba powoli odwijać (a jeszcze jest męczenie się z wredną taśmą klejącą!). Oczywiście, nie wiesz co znajduje się w środku. Jednocześnie jest się podekscytowanym i odrobinę przerażonym. Błagasz, aby to było coś co sprawi Ci radość! Na całe szczęście, w tym przypadku za barierą papieru znalazłam to czego szukałam. Co prawda dobijało mnie tłumaczenie angielskiego "you" na tytuły per pan/pani - wprowadzało to trochę groteskowy charakter. Jednak prawdziwe pióro pani Cassandry nie zawiodło i chyba zachwyciło mnie nawet bardziej niż w Mieście Kości. Autorka zwraca uwagę na więcej detali. Tessa często myśli o bracie i o zmarłej ciotce, jakby rzeczywiście przeżywała żałobę. Oczywiście, Clarissa również tak postępowała w Darach Anioła, jednak widzę w tym jakąś różnicę.
Mechaniczny anioł podobał mi się niezwykle i czuję wielki smutek na myśl, że posiadam tylko ebookową wersję. Zdarzyło mi się wielokrotnie chichotać, a nawet wybuchać gromkim śmiechem. Jednak towarzyszyły mi przy czytaniu i inne emocje. Zdarzyło się, że się wzruszyłam (kiedy Will się chwilowo otwierał), ale też bałam się o bohaterów w czasie walki. No i oczywiście było mi bardzo smutno w niektórych momentach powieści. Jednak najgorsze chyba nastąpiło na samym końcu książki. Na pewno wszyscy znają to uczucie. Kiedy dzieje się coś ciekawego, coś co wiadomo, że jest to kluczowe dla fabuły - oczywiste, że chcesz to wiedzieć, no bo przecież MUSISZ to wiedzieć! Wydaje się, że za chwilę poznasz odpowiedź i BAM! Autorka bezczelnie, z premedytacją i jawnym okrucieństwem przerywa w tym kluczowym momencie! Szlak po prostu człowieka trafia. Jedynym jest więc rozwiązaniem sięgnąć po kolejną część serii, co z przyjemnością uczynię.
Ogólna ocena: 9/10
Jak na razie ferie są super. Siedzę czytam i nic nie robię. ^^ Oczywiście wiem, że trzeba będzie w końcu się wziąć za siebie, bo będę na siebie później zła, że całe ferie spędziłam na obijaniu się. No, ale sami wiecie jak to jest z tym słodkim lenistwem..
Po za tym, zastanawiam się jakby to było, gdyby spróbowali przenieść
serię na wielki ekran. Mimo, że przy niektórych książkach uważam to za
akt morderstwa i wielki gwałt na danej historii, to chętnie bym
zobaczyła ekranizację "Mechanicznego Anioła". :)
Zapraszam również na mojego fanpage'a: KLIKNIJ! Mam teraz wielką fazę na Nocnych Łowców (oczywiście, że bez powodu), więc pewnie będę wklejać masę świetnych obrazków. ^^
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Nie wiem ile cm, muszę iść do księgarni z linijką, bo w portfelu pusto. :c
Czytałam, ale nie urzekła mnie jakoś wybitnie.
OdpowiedzUsuńBardzo polubiłam tę książkę jak i cała serię.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości uda mi się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńPS: Świetny szablon ;)
Polecam, świetna książka.
UsuńDziękuję, w sumie jest prawie tak samo jak przedtem tylko zmieniłam tę limonkę na ciemny róż. ;)
W sumie ta seria mnie jakoś nie ciekawi, ale coraz częściej napotykam się na jej pozytywne recenzje, więc może i ja się kiedyś skuszę :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam i obawiam się, że prędko nie przeczytam - nie moje klimaty niestety...
OdpowiedzUsuńJa jestem dopiero po lekturze wszystkich części "Darów Anioła", ale już nie muszę się doczekać "Diabelskich Maszyn". Bohater nazywa się Will Herondale? Jest jakoś spokrewniony z Jace'm? Hurra! Teraz jeszcze bardziej chcę to przeczytać...
OdpowiedzUsuń