poniedziałek, 11 marca 2013

"Intruz"


W związku z tym, że dość niedługo (bo już 5 kwietnia) wejdzie na ekrany kin "Intruz" chciałabym niektórych zachęcić do przeczytania tej książki. Jest ona jedną z moich ulubionych książek i dla osłody dodam, że JEST CAŁKOWICIE ODMIENNA OD ZMIERZCHU.

"Saga Zmierzch", kto jeszcze nie zna tego tytułu? Albo to nazwisko "Meyer"? Chyba nikt. Natomiast niewiele osób wie, że otóż autorka "kultowej sagi" napisała także powieść, która nosi tutuł "Intruz".

Historia zaczyna się mniej więcej wtedy, kiedy na nasza planeta zostaje przejęta przez istoty pozaziemskie, które zwą się "duszami". Co ciekawe nie są oni typowymi stworkami z popularnych filmów s-f typu "E.T", o nie. Sprawa ma się o wiele gożej, bo można jeszcze jakoś się pogodzić z faktem, że nas po prostu zabiją. Niestety, "dusze" to nie jest nazwa przypadkowa, otórz "najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich normalne życie". Co to oznacza? Otórz "dusze" są wszczepiane do naszego ciała i kontrolują je, a my sami znikamy, jakby nas nigdy nie było.

Dwie główne bohaterki Melanie - żywiciel i Wagabunda - dusza, początkowo walczą ze sobą o każde wspomnienie. Powodem oczywiście jest informacja, gdzie znajdują się pozostali rebelianci. Tyle, że Wagabunda w całej tej walce gdzieś się gubi, ponieważ w tych wspomnieniach znajduje Jareda - ukochanego Melanie. Początkowo ta jest przerażona faktem, że oprawca się może o nim dowiedzieć, jednak okazuje się, że owa dusza reaguje na niego zbyt ludzko. Ucieszona Melanie podsuwa swojej "współlokatorce" coraz to nowe wspomnienia, aż w końcu Wanda nie wytrzymuje i podejmuje szaleńczą wyprawę, aby odnaleźć ich ukochanego.

Przeczytałam ją dwa razy i mimo, że minęło już trochę czasu, jej treść nadal jest w mojej głowie. Każda strona zawiera w sobie coś pięknego. Raz to są opowieści, a raczej wspomnienia Wandy  z poprzednich "żyć", a raz bezinteresowna miłość i dobroć ludzi.
Bardzo podoba mi się okładka - część twarzy z zielomym okiem. Dlaczego taka? Tego już nie mogę zdradzić, ale powiem, że to bardzo interesujący fakt.

Książka ma 60 rozdziałów i 556 stron, pewnie większość powie "Wow! Strasznie dużo!". Ja bym powiedziała, że wręcz za mało. Czytając tę powieść dosłownie odpłynęłam. Po prostu przeniosłam się w świat Melanie i Wagabundy. Czytałam ją kiedy tylko mogłam i byłam zła kiedy rodzice kazali mi iść spać, nie rozumieli, że ja muszę wiedzieć co będzie dalej!

Pamiętacie zapewne ciągłe podkreślanie urody Edwarda przez Bellę, albo narzekania na pogodę? Tu nie ma nic takiego. Właściwie często czytając książki wkurza mnie takie bezuczuciowe opisywanie pomieszczeń, przyrody czy ludzi, a w tutaj wszystko nabiera barw, wszystko wydaje się takie rzeczywiste.

"Nie, obecna planeta ciągle była dla mnie tajemnicą. Żadne inne miejsce we wszechświecie nie urzekało mnie tak jak ta cicha, zacieniona ulica ciągnąca się pośród zieleni trawników, ani nie kusiło tak jak bezchmurne niebo nad pustynią, której wygląd znałam tylko ze wspomnień Melanie."

Ponadto zabawne jest, ale pokochałam prawie wszystkich bohaterów (po za Łowczynią), po prostu nie dało się ich nie polubić.

Zapewne znacie to uczucie kiedy kłócicie się z własnym sumieniem? Takimi mniej więcej osobami są dla siebie Mel i Wanda, często bawiły mnie ich wewnętrzne kłótnie, albo reakcje Melanie na relacje Wagabundy z Jaredem.

Minusy? Jak już wspominałam, zbyt mała ilość stron! Na szczęście niedawno pani Meyer ogłosiła, że pisze kontynuację "Intruza", nie powiem, żebym się nie obawiała. Bo się boję, że to może być tylko dla kasy, w końcu miała tyle czasu, a robi to dopiero kiedy postanowiono zekranizować kolejną jej powieść. No nic, przeczytamy zobaczymy! ;)

Ogólna ocena: 10/10

*Jeśli, któreś z was nie czytało książki, a zamierza to lepiej nie oglądajcie zwiastunów, ponieważ zawierają one spoilery.

8 komentarzy:

  1. Słyszałem już parę opinii o "Intruzie" (zarówno w internecie jak i od znajomych) i czy ja wiem czy jest to taka dobra książka... No w sumie podobno jest inna od "Zmierzchu"... i chyba to jest jedyny plus, dla którego prędzej się za to zabiorę niż za bestsellerową sagę o zakochanych wampirkach :D.

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah ten "Intruz"! Czytałam go bardzo dawno temu i pamiętam, że również zrobił na mnie duże wrażenie. :) Powinnam go faktycznie jeszcze raz przeczytać przed tym jak wybiorę się do kina. Pani Meyer pisze kontynuacje? O to ciekawe, na pewno przeczytam chociaż szkoda, że dopiero teraz...

    OdpowiedzUsuń
  3. Do kina na pewno się wybiorę, albo obejrzę film w internecie, zaś książkę muszę przeczytać. "Zmierzch" nie przypadł mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Obawiam się troche tego, że to pisała Stephenie Mayer, ktorej wprost nie znosze. Moze wypada dac jej kolejna szanse, po nie udanym zmierzchu?
    Obserwuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że trzeba. Zresztą jest wiele osób, które Zmierzchu nie lubiły, a Intruz im się podobał. :)

      Usuń
  5. "Intruz" już od jakiegoś czasu znajduje się w moich planach, bo w "Zmierzchu" widziałam niewykorzystany potencjał autorki. Zresztą, to co najbardziej przeszkadzało mi w wampirzej sadze to byli Bella i Edward, więc tym bardziej myślę, że po inną powieść tej pani z innymi bohaterami sięgnę z przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam kiedyś i mi się bardzo podobała, natomiast niedawno obejrzany film tak średnio..

    OdpowiedzUsuń
  7. jak książka wyszła do księgarń to nie byłam nią zainteresowana:)
    a gdy pojawił się zwiastun filmu i wiedziałam że muszę po tą książkę sięgnąć:)

    OdpowiedzUsuń