czwartek, 9 kwietnia 2015

Niemożliwe (2012) - reż. Juan Antonio Bayon



Są historie, których nie trzeba opowiadać. Nikogo one nie obchodzą. Ale są też te, warte uwagi. Warte tego, aby je poznać. Tym bardziej, że wydarzyły się naprawdę.
10 lat temu, na Tajlandii (oraz w innych krajach Azji i Afryki) wydarzyła się tragedia, która pozbawiła życia ok. 294 tysiący ludzi. Dla nas to zwykła liczba, nas to nie dotyczy. Bo żyjemy, a niektórzy z nas byli wtedy jeszcze dziećmi i nawet nie musieli słyszeć o tym wydarzeniu. Gdyby spróbować ogarnąć to umysłem. Tak na prawdę. Usiąść i zastanowić się: ile istnień ludzkich w ciągu jednej godziny, minuty czy nawet sekundy - umarło? I to z powodu siły wyższej. Otóż, 26 grudnia 2004 roku nastąpiło podwodne trzęsienie ziemi na terenie Oceanu Indyjskiego. Następstwem była ogromna fala tsunami. 

Znajdą się kleszcze, które uczepią się szczegółów. Bo na początku poznajemy bardzo szczęśliwą i zżytą z sobą rodzinę - jakby tego było mało: są piękni i bogaci. "Przecież nie można mieć wszystkiego" - to tylko kwestia poglądów na życie. Najgorsze jest to, że wciągu minuty jest to szczęście im odebrane. Rodzina zostaje rozdzielona. Marie (Naomi Watts), niegdyś lekarz, teraz pracująca na cały etat jako dobra matka, zostaje poważnie zraniona. Udaje się jej jednak odnaleźć najstarszego syna, Lucasa (Tom Holland) i trafiają razem do szpitala. Tymczasem jej mąż, Henry (Ewan McGregor) zostaje przy hotelu w którym mieszkali, razem z pozostałą dwójką synów. Niedługo jednak i oni zostają rozdzieleni. Henry jest jednak bardzo zdeterminowany, żeby odnaleźć rodzinę całą i zdrową.

Dawno nie oglądałam filmu, który byłby takim ciosem w serce. "Niemożliwe" nie pozwala odwrócić wzroku, chociaż na każdym kroku widzimy następstwa fali tsunami. Widzimy krew, pot, cierpienie, ból, śmierć - i nie możemy uwierzyć, że coś takiego rzeczywiście miało miejsce. Z ekranu przelewa się strach, jaki ogarnia głównych bohaterów i nie tylko. Czujemy samotność, którą czuły ofiary tragedii.

Nie wiem w sumie komu mam przypisywać zasługi. Świetnej charakteryzacji (serce mi stanęło na widok poranionej nogi Marie), efektów specjalnych, operatorowi kamery? A może świetnemu reżyserowi, jakim niewątpliwie jest Juan Antonio Bayona? Widać, że każdy z tych ludzi włożyło w ten film 100% swojej wiedzy i uwagi. 
Pierwszoplanowymi postaciami są rodzice. Podobno. Jednak tym razem dorośli zostali całkowicie przyćmieni przez dzieci. Nie można sobie nawet wyobrazić, jak trójka małych chłopców musiała być przerażona. Jak tęsknili za rodzicami i za sobą nawzajem. A jednak. Młodzi aktorzy podołali. Amatorzy, którzy zagrali miliard razy lepiej niż niejedno ścierwo po szkole aktorskiej. Sceny z nimi były najlepsze. Najbardziej wzruszające - szczególnie ta, kiedy ich drogi znów się łączą. Z całą pewności, będę śledziła dalej ich kariery.

Jeśli dacie się porwać, jeśli usiądziecie na spokojnie wieczorem i obejrzycie go, gwarantuję Wam: będziecie potrzebować miliarda chusteczek. Dawno nie widziałam tak poruszającego filmu.



Ogólna ocena: 10/10!

7 komentarzy:

  1. Byłam na premierze tego filmu, i tak się zakochałam, że obejrzałam ostatnio raz jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam ten film na DVD. Dzięki, bo wreszcie ktoś mnie porządnie zachęcił do jego obejrzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam. Świetny film, a przy końcówce paczka chusteczek to zdecydowanie za mało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę jeszcze raz podejść do tego filmu, ponieważ wydaje mi sie, że nie zrozumiałam do końca fenomenu tego filmu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam ostatnio obejrzeć ten film w telewizji, był chyba wyświetlany podczas świąt, ale nie udało mi się. Cóż, może następnym razem, ale pamiętam, że jak byłam w kinie i widziałam zwiastun - zachwycił mnie i długo się już czaję, aż uda mi się obejrzeć "Niemożliwe".

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobał mi się ten film, choć niestety nie wzruszył mną tak bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam kiedy film wchodził do kin, ale z czasem o nim zapomniałam. Dzięki Tobie sobie o nim przypomniałam i muszę oglądnąć go w najbliższym czasie. A tak btw, uwielbiam nazwę Twojego bloga :)
    Pozdrawiam,
    isareadsbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń