środa, 15 czerwca 2016

Love, Rosie - Cecelia Ahern


Wiecie, co? Gdy życie i szkoła pochłaniają, nie ma wiele czasu na czytanie. Klasa maturalna to ciężki czas. Stres związany z wyborem przedmiotów maturalnych, wyborem studiów i jeszcze nauka.
W gronie fanatyków czytelnictwa z pewnością znajdzie się wiele humanów. Niestety ja zdecydowałam się na taki kierunek i tym samym zarobiłam do przeczytania parę ekstra lektur. No dobrze, streszczeń. Kiedy czytamy tyle tego badziewia, naprawdę może odechcieć się czytać czegokolwiek innego, uwierzcie. Ledwo skończyłam Starcie Królów (Martin, spiesz się, bo może za pięć lat przeczytam Taniec ze smokami!). W końcu w przerwach pomiędzy matematyką, a polskim znalazłam chwilę, żeby zabrać się kolejną książkę. Była nią Love, Rosie.


Fabułę Love, Rosie znałam już z filmu. Tak mi się wydawało, w końcu Harry był całkiem podobny do tego z książki (oprócz koloru oczu, ale to nie wina Daniela, że nie mógł nosić tych soczewek).
Film z książką w tym przypadku ma dość mało wspólnego. Pokrywają się imiona i niektóre wątki, jednak Rosie książkowa różni się od filmowej. Jest dużo lepiej opisane to, jak czuje się młoda matka i ile rzeczywiście musi poświęcić.

Tak w pigułce: Rosie zna Alexa od przedszkola, razem się wychowywali, razem wpadali w tarapaty i razem zaczęli imprezować. Jak to w życiu bywa, ich drogi w końcu muszą się rozejść. Chyba tak się mówi. Alex wyjeżdża z rodziną do Bostonu, a Rosie zachodzi w ciążę. Przez co szanse na spotkanie są nikłe. Przyjaźń, to nie związek, ale czy i taka relacja ma prawo przetrwać próbę kilometrów?
I czy rzeczywiście to tylko przyjaźń?

Mam nadzieję, że wszyscy znają pojęcie powieści epistolarnej. Jeśli nie przyswoiliście tego pojęcia przy okazji przerabiania Cierpień Młodego Wertera, to już tłumaczę. Jest to powieść pisana listami. Love, Rosie, jest trochę współcześniejszą wersją, bo składa się głównie z emaili i czatów.
Na początku, bardzo trudno jest się przyzwyczaić do takiego sposobu narracji, szczególnie w tym przypadku. Jednak po jakichś (o zgrozo!) stu stronach książka zaczyna naprawdę wciągać.

Jak ja nie przepadam za tym pojęciem. Ale muszę go użyć. Życiowa. Ta książka jest życiowa. Jest ukazaniem życia, takiego jakim jest, jakim może być.. Najlepszy jest w niej stary, niezawodny sarkazm, który pomaga jakoś pogodzić się bohaterom z trudną rzeczywistością.
Polecam przeczytać, jeśli nie dla relaksu, to ze względów edukacyjnych, bo można na prawdę coś wyciągnąć z tej niepozornej książki.

Ocena: 6/10

2 komentarze:

  1. Widziałam film i cała historia choć zabawna i niezwykle przyjemna - wydała mi się nieco zbyt przesadzona ;) Dlatego też sama nie wiem czy sięgać po książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku akurat było tak, że po prostu miałam od kogo książkę pożyczyć. Na pewno czyta się ją szybko. Jest dobra na poprawę humoru i naprawdę umila czas. Jednak z pewnością jest wiele dużo lepszych tego typu książek, więc jeśli widziałaś film, to nie widzę większego sensu w kupowaniu książki. :)

      Usuń